czwartek, 30 stycznia 2014

John Gimlette, "Dzikie Wybrzeże. Podróż skrajem Ameryki Południowej"

Co miały najpotężniejsze państwa tego świata, a co Polska bardzo chciała mieć, ale nie wyszło?
Nie, nie ładną pogodę przez cały rok, tylko kolonie.
John Gimlette, podróżnik, który odwiedził sześćdziesiąt krajów, pojechał w miejsce, na które zęby ostrzyło sobie wielu, kilku próbowało wykorzystać, a garstka wyszła na tym dobrze. Dzikie wybrzeże Ameryki Południowej zdawało się rajem, a często okazywało się piekłem.

Przyznaję się bez bicia, że o Gujanach wiedziałam przed lekturą tyle, ile dowiedziałam się z geografii wieki temu w szkole. Czyli gdzie są i jakie są ich stolice. Niedużo, prawda? Z punktu widzenia kompletnej zieleniny książka Gimlette'a jest więc doskonałym wprowadzeniem w ciekawą - choć krwawą - historię kształtującą dzisiejsze Gujany. Niestety, zmusza do smutnej (choć w gruncie rzeczy banalnej) refleksji, że niegdysiejsze mocarstwa, mimo brutalnego wkroczenia na pewne terytoria, podporządkowania ich sobie i wykorzystania tak, jak tylko to możliwe, nie poniosły za swoje czyny właściwie żadnej odpowiedzialności. Bieda, rozwarstwienie społeczne i władza opierająca się na korupcji i przemocy to pochodne działań kolonizatorów (Niderlandów, Imperium Brytyjskiego i Francji), i żadne bicie się w piersi nic tu nie zmieni. Terytorium to próbowano wycisnąć jak cytrynę, a gdy nie dało się tego dłużej robić - porzucono. Jednak jednocześnie z tekstu Gimlette'a wyłania się obraz przepięknego zakątka ziemi, w którym wiele rzeczy jest całkiem niezrozumiałych dla przyjezdnego, ale doskonale racjonalnych dla mieszkańców ("Zastanawiałem się, jakiejż to przyjemności zabrania «Verboden voor Fietsers en Bromfietsers». Jazdy na rowerze lub motocyklu, według Proroka. Następny znak głosił: «Verboden te plassen». (...) - A tak - powiedział Prorok - to oznacza «zakaz sikania gdzie popadnie»").
Dzięki lekturze złapałam naprawdę dużo historii europejskiego kolonializmu i postkolonializmu, dowiedziałam się, jaką rolę w kulturze mieszkańców Gujan odgrywa Wodna Małpa i że Papillon (tak, ten od filmu "Papillon" z Jeanem Reno) nieźle nazmyślał w swoich wspomnieniach. Choć i bez zmyślania kolonia karna w Gujanie Francuskiej budzi do dziś przerażenie.
Z mojego dotychczasowego opisu wyłania się być może obraz książki bardzo poważnej i trudnej do strawienia. Nic z tych rzeczy. "Dzikie Wybrzeże" jest świetnie napisane, z wyraźnym nerwem, i czyta się je błyskawicznie. Trudne tematy są nie do uniknięcia, ale też autor daje czytelnikowi odpocząć, opisując swoje podróżnicze doświadczenia.
A tak w ogóle, polecam zrobienie sobie szybkiej wirtualnej wycieczki za pomocą wiadomych map wiadomej cyberkorporacji - w atlasie tego nie widzieliście!

John Gimlette
"Dzikie Wybrzeże. Podróż skrajem Ameryki Południowej"
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013
http://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/dzikie-wybrzeze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wiadomość formularza