środa, 1 października 2014

Dariusz Zaborek, "Czesałam ciepłe króliki"

Jak widać blog nieco przymarł - nie mogę, jak zwykle się w takich sytuacjach pisze, oznajmić, że wracam do żywych. Pewnie nie wracam, bo nastrój mam raczej minorowy. Żebym wzięła się do pisania, coś musi mnie na prawdę ruszyć.

Przez cały ten czas czytałam dużo i były to raczej dobre rzeczy (wakacje! słońce! morze!). Jednak dopiero niedawno trzy ostatnie książki ułożyły mi się tak idealnie, że aż szkoda o tym nie napisać. Powstaną więc w najbliższym czasie notki o (w kolejności czytania):
  • Dariusz Zaborek, Czesałam ciepłe króliki
  • Zadie Smith, Londyn NW
  • Sue Townsend, Kobieta, która przez rok nie wstawała z łóżka
 Słowo klucz, które połączyło te książki, to dla mnie OCZEKIWANIA.




Czesałam ciepłe króliki kupiłam po entuzjastycznej recenzji Mariusza Szczygła w "Dużym Formacie". Nie mogłam nie sięgnąć po coś, co jeden z moich ulubionych autorów opisał tak: 
"Historia pani Alicji jest festiwalem optymizmu. Ma w sobie uniwersalizm i prostotę zrozumiałą dla każdego. Rozmawiali ze sobą półtora roku, i mimo niedużej objętości tomu czuje się, że dotarli do istoty życia. Każdemu, kto go nie docenia; każdemu, kto jest zbyt drobiazgowy; każdemu, kto nie umie wybaczać; każdemu, komu jest z jakiegoś powodu źle - szczerze Czesałam ciepłe króliki polecam".
Dla niezorientowanych - jest to wywiad rzeka z Alicją Gawlikowską-Świerczyńską, która (w młodości szybko osierocona), działała w konspiracji w czasie II wojny światowej, co doprowadziło ją na Pawiak, a potem do obozu w Ravensbrück. Po wojnie zaś została cenioną lekarką, specjalistką od gruźlicy.
I co? I zawiodłam się ogromnie. Czytałam wywiad i narastała we mnie irytacja (i mam pełną świadomość, że ćwierkająca nad tą książką publika za chwilę może przyjść i mnie zlinczować). Z jednej strony czytamy rozmowę z osobą niezależną, która swoim życiem kierowała jak chciała, przypuszczalnie nie przejmując się za bardzo osądami innych. Z drugiej - z osobą, która (sama mając skrajnie inne doświadczenia) despotycznie odmawia innym mieszkankom obozu prawa do nazywania tej traumy "piekłem", prawa do załamania się, do poddania okolicznościom, rezygnacji z walki o życie. Przykro mi to pisać, ale pani Alicja, jak wynika z jej relacji, gdy trafiła do obozu była młodą, zdrową dziewczyną, bezdzietną, wolną, dobrze wykształconą, pochodzącą z dobrego domu. Czy nam się to podoba, czy nie, jest to pozycja dająca olbrzymią przewagę nad ubogimi, chorymi, starymi, źle wykształconymi, wyniszczonymi i zaniedbanymi kobietami, którym być może trudniej przychodził "optymizm" i "radzenie sobie" (w tym utrzymywanie ubrania w nieskazitelnej czystości, czego zdawała się p. Alicja OCZEKIWAĆ - "czystość" i "elegancja" Polek jest dla niej ewidentnym powodem do dumy). Jestem okrutna? Może. Szanuję oczywiście doświadczenia p. Alicji - rzeczywiście imponująca jest taka siła psychiczna, pozwalająca przetrwać w ekstremalnych warunkach - ale przykładanie swojej miary do reszty świata jest w tym wypadku nieporozumieniem. Nie można od nikogo - NIKOGO! - OCZEKIWAĆ "bohaterstwa" i "hartu ducha", bo po pierwsze, nie każdy to w sobie ma, po drugie, każdy żyje jak umie. Żeby nie pozostawać gołosłowną, obszerny cytat z książki, który wyprowadził mnie z równowagi na dobrą godzinę - z irytacji musiałam przerwać czytanie.
"Głupie gadanie, mnie to denerwuje. Może dla kogoś to było piekło, ale nie dla mnie. A kto wie, czym jest piekło i czy w ogóle istnieje? Nigdy nie używałam takich górnolotnych określeń. (...) Uważam, że obóz dla wielu nie był piekłem, ale teraz, po latach, dramatyzują, od czego zawsze byłam jak najdalej.
Że pracowały od rana do wieczora, że daleko od rodziny, że bywały okresy głodu, że koleżanki szły na śmierć – to dla nich jest piekło.
Myślę, że część opowieści to ubarwianie. Ludzie opowiadają tak, żeby swoją historię upiększyć, udramatyzować.
(...)
W związku z tym opowiem panu pewną historię. Jest pan jednym z nielicznych ludzi, którym to mówię, na dowód, że to nie zostawiło we mnie śladu. Jako dziecko byłam molestowana. To było po śmierci mamy, miałam dwanaście lat, byłam w pensjonacie u ciotki Ireny w Krynicy. To był znany lekarz z kurortu, wszystkich leczył, z ciotką zaprzyjaźniony. Powiedział: „Wezmę bratanicę do kina”, a ciotka do mnie: „Pójdź, to się rozerwiesz”. W kinie było mało ludzi, siedzieliśmy na piętrze w loży, a obok nas nie było nikogo. I on zaczął mnie obściskiwać i całować. (...) Po filmie odwiózł mnie do domu i pierwsze, co zrobiłam, to wzięłam kubek z wodą i wypłukałam usta. I ujawniłam sprawę natychmiast. Ciotka była energiczna, znana w Krynicy, poszła na policję, do władz, zrobiła z tego aferę. Okazało się, że ten lekarz już długo uprawiał w Krynicy taki proceder, lecz dziewczynki się z tym kryły. No, to ode mnie się zaczęło… Brzydziło mnie, że obleśny facet mnie obściskuje. Gdyby mi się to podobało, to może też bym nikomu nic nie powiedziała. (...)
Całe zdarzenie było nieprzyjemne, może się popłakałam, jednak bardzo szybko to po mnie spłynęło i nie zostawiło we mnie urazu, a na pewno nie zostawiło żadnych śladów na psychice.
Tego nigdy nie wiemy do końca.
Ja wiem."

No to ja może zakończę tylko stwierdzeniem, że w moim świecie "hart ducha" nie jest wartością nadrzędną. Jest nią za to empatia.

Dariusz Zaborek
"Czesałam ciepłe króliki"
Wydawnictwo Czarne, Warszawa 2014
https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/czesalam-cieple-kroliki

2 komentarze:

  1. Jestem ciekawa Twojego zdania o nowej Zadie Smith. Chętnie sobie podyskutuję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O, a czemu ja dopiero teraz zobaczyłam ten komentarz? :-( No nic, ja jestem gapiszon, a wyżej nowa notka na zadany temat. Trochę się różnimy :)

    OdpowiedzUsuń

Wiadomość formularza